poniedziałek, 24 grudnia 2012

Niech nadejdzie Nowe:)

Mam wrażenie, że poszukujemy ciągle kolejnych początków.
Momentów, które symbolicznie oddzielają "i znów to samo, ile jeszcze razy mnie to spotka"
od "teraz już na pewno będzie inaczej". Tabula rasa znajdowana w wielkanocnym jajku,
w urodzinowym prezencie, wśród noworocznych fajerwerków, pod migoczącą choinką.
Nowi "my", z przyszłością w kształcie naszych marzeń.

Niech te Święta będą idealnym, ciepłym, radosnym, bezpiecznym inkubatorem dla Nowego:)
Otulmy się tym, co sprawi, że urośniemy w siłę i wypełnimy się energią.
Życzę Nam wszystkim pewnych pierwszych kroków:)*


I jeszcze
"Carol of the Bells"
- jeden z moich ulubionych świątecznych utworów


Dobrych Świąt:)


środa, 19 grudnia 2012

Królowa Śniegu

Cóż poradzę - lubię zimę.
Wiem, wiem, wielbiciele wakacji pod palmą prychają właśnie z oburzeniem. Bracia w porannym odśnieżaniu pukają się znacząco w czoło. Pracownicy oddziałów ortopedycznych w okolicznych szpitalach nerwowo połykają w niedowierzaniu kolejne, zbyt gorące kawy, przed galopem
na ostry dyżur. Nasz pan dozorca mamrocze pod nosem, taszcząc ciężkie wiadra, pełne piasku.
Wiem, wiem.

Lubię zimę i tak.
Śnieg po kostki, albo nawet po kolana, a co! Mróz szczypiący w policzki. Koronkę szronu
na gałęziach drzew. Ptasie ślady na świeżym puchu. Robienie "aniołków/orzełków" w zaspach.
Czasami mam wrażenie, że listopadowa plucha jest właśnie po to, żeby później można się było autentycznie ucieszyć na widok grudniowego śniegu:)
  
Zima panuje także w okolicznych konkursach i wyzwaniach biżuteryjnych.
Nawet nie próbowałam się powstrzymywać:) 
Zatem, tadam tadam:

Kolia "Królowa Śniegu"


poniedziałek, 26 listopada 2012

Craftujemy dla Hospicjum Cordis

Dziś, zgodnie z zapowiedzią, efekty pracy nad prezentami mikołajkowymi dla dzieci z Hospicjum Cordis.
O akcji szycia kolorowych drobiazgów dla małych pensjonariuszy możecie przeczytać więcej na:
- blogu Makoliny (pomysłodawczyni i głównej motywatorki całej akcji)
- blogu samego Hospicjum

Od nas pojechały do Katowic okładki na notesy/kalendarze/zeszyty do zapisywania
lub wyrysowania codziennych radości (tak, nadal jestem w ciągu szyciowym i wygląda na to,
że szybko nie przestanę - pojawiło się przedświąteczne i przednoworoczne zapotrzebowanie
na kolejne;) oraz uszyta przez Młodą - Gąska Matylda.


poniedziałek, 12 listopada 2012

I Am Sherlocked

i wprowadzam się na Baker Street 221b!

Oj chciałabym, chciała... Szczególnie do towarzystwa Sherlockowi i Johnowi z oglądanego
po raz nasty serialu BBC. Zastanawiałam się przez chwilę, czy kiedykolwiek zawiodłam się
na jakiejkolwiek produkcji tej stacji i rzeczywiście ciężko mi znaleźć w pamięci taki przypadek.
Co serial/program - to sukces:)


sobota, 28 lipca 2012

Ty coś kręcisz!

czyli wyniki prowadzonego przez Bardzo Ważny Instytut Ogólnopolskiego Badania
pt.: "Wpływ istnienia marketów budowlanych na wzrost kreatywności w grupach wiekowych 8-21 i 22-52 lata, z podziałem na powiaty".

Że kręcę? Nie ma takich badań? Poważnie? A powinny być! Wyniki byłyby, podejrzewam,
co najmniej interesujące:)

Przyznawałam się już, że darzę wielką sympatią wszelkiego rodzaju sklepy budowlano
-remontowe? Jeśli nie, to piszę niniejszym - uwielbiam je! Stanowią dla mnie niewyczerpane źródło dziwacznych przedmiotów i narzędzi, które z upodobaniem wykorzystuję niezgodnie
z ich podstawowym przeznaczeniem. "Czy tamten czerwony wężyk jest rozciągliwy? Potrzebny mi taki sam, tylko o średnicy 2 mm, raczej rozciągliwy i mocno elastyczny", zagaduję Pana Nad Wyraz Kompetentnego Doradcę Klienta. "Jako osłonkę do przewodów elektrycznych?", domyśla się Pan. "Nie, nie, będę nim oplatać doniczki..." "!?".
Sami rozumiecie, że staram się dwa razy nie trafiać na tego samego sprzedawcę..

Z wielką przyjemnością zwiedzam także blogi różnych trashionistek, np: wspomnianą już
przeze mnie Antywieszakową albo Ericę Domesek, która w USA wyrosła na gwiazdę craftingu. Recykling, upcykling, naszyjniki z giętych plastikowych łyżeczek, albo z rury od odkurzacza
- niezmiennie zachwyca mnie kreatywne, dziecięco gotowe na wszystko, spojrzenie
na rzeczywistość. Naprawdę. Nic nie kręcę!:)

poniedziałek, 23 lipca 2012

Kolorowy zawrót głowy

Wiedziałam, że ma być energetycznie i "nieoczywiście". Wiedziałam jakie kolory szykować: pomarańcz, fiolet, czerwień, żółty. Wiedziałam, że ma być na szyję, a nie na rękę, albo ucho.  Nie wiedziałam tylko, że efekt zacznie żyć własnym życiem!

Zwykle przez jakiś czas "zbieram się" do kolejnych projektów. Rysuję, przeglądam dziesiątki pudełek i torebek, oglądam, wybieram, układam. Zaczynam i... odkładam na trochę.
Moje pomysły dojrzewają jak dobre jabłka, początkowo zupełnie zielone, z czasem zaczynają rumienić się z radosnego oczekiwania. I pewnego dnia spadają prosto w naszykowane dłonie:)

W trakcie pracy nad tym naszyjnikiem przeżywałam raz za razem momenty zakłopotania. Zakręcony i kolorowy, tak jak planowałam, okazał się niepokornym tworem. Stale zachęcał mnie do zmiany kierunku prowadzenia sznurków, wszywania innych, niż założone, koralików, ponownego przeszukiwania zapasów pereł... Coś musiało być na rzeczy.
Zaczęłam przyglądać mu się w końcu z różnych stron i z zaskoczeniem odkryłam, że wyłaniający się kształt, położony na prawym boku, w dziwny sposób przypominał RYBĘ..;) O! I tu cię mam, pomyślałam:) W zasadzie nie powinno mnie to było zdziwić - nowa właścicielka i ryby to całkiem bliscy przyjaciele;)

Przedstawiam zatem gotowy "wisior rybny":

perły Swarovskiego, szklane koraliki TOHO i Preciosa, sznurki sutasz i woskowane, elementy srebrne

piątek, 6 lipca 2012

Naszyjnik FLUO - tutorial, DIY

czyli "na urlopie nie należy się przemęczać (a na dzień przed wyjazdem - tym bardziej nie:)" albo "nowa biżuteria w czterech prostych krokach":)

Gdy pokazuję moją sutaszową, koralikową lub szytą biżuterię, zdania, które zwykle padają
jako drugie, góra trzecie;) to: "Ale to jest strasznie pracochłonne! Ja nie miałabym tyle cierpliwości.."
To prawda, większość technik dających szczególnie efektowne rezultaty, wymaga DUŻEJ ilości czasu i wysokiego poziomu zmotywowania. A także odpowiednich okoliczności przyrody
- wyobraźnia podsuwa mi usłużnie wietrzne, jesienne wieczory i dowolnego rodzaju "dłubaninę" przy kubku pachnącej miodem herbaty:)
A co zrobić LATEM? Gdy słońce zdaje się zapominać, że mieszkamy w strefie umiarkowanej,
a termometr z przerażeniem pokazuje 35 stopni w cieniu (i to tylko, jeżeli mamy wyjątkowe szczęście)?

Latem - MINIMALIZUJEMY wysiłek!:) I jeśli mamy ochotę na nową biżuterię - wybieramy materiały i techniki gwarantujące maksymalny efekt przy minimum zachodu i kosztów.

Krok pierwszy: przeglądamy szuflady. Powtarzamy czynność tak długo, aż znajdziemy paczkę filcowych podkładek pod kubki (opcjonalnie - podkładka pod talerze). Jeśli jakimś cudem
nie znalazłyśmy - są w każdym hipermarkecie, albo Pepco. Koszt: ok 5 zł/6 szt.
Dodatkowy bonus: markety są klimatyzowane, więc dostajemy w pakiecie chwilę błogiego chłodu;)


Do wykonania naszyjnika posłużyły: podkładki w ostentacyjnie zielonym kolorze, szczypce
i przecinak do drutu, miękki, biżuteryjny drut srebrny, nożyczki, kawałki łańcuszka
(ew. z zapięciem, ale niekoniecznie).

czwartek, 5 lipca 2012

Raz, dwa, trzy.. próba maszyny!

Chwaliłam się już moją bardzo zdolną Córką? Czasami o niej wspominam w swoich komentarzach na Waszych blogach i na FB, ale chyba jeszcze nie było postu oficjalnie wyliczającego jej rozliczne talenty i podkreślającego jaka z niej jestem dumna?:)
Jestem nieustannie.
Dziś zatem mała wzmianka, ponieważ kilka tygodni temu, dzięki Młodej poszerzyły nam się znienacka dostępne możliwości krawieckie..

Łucja, której wcale nie trzeba było namawiać, tylko stale motywować w trakcie, wzięła udział
w konkursie Łucznika:  "Moda oczami dziecka". I zdobyła PIERWSZE MIEJSCE!
I wygrała maszynę do szycia:))
 

Pozostałe zdjęcia konkursowej pracy możecie zobaczyć także na jej blogu.
Pisałam już, że jestem z niej dumna?;D

czwartek, 28 czerwca 2012

A może nad morze?

Kilka dni temu widziałam w necie zdjęcie zdumionego kota z podpisem:" To NAPRAWDĘ był ostateczny termin?!" HA! Skąd ja to znam? Pomijając fakt posiadania kotów ćwiczących zdumione miny przy porannej misce BEZ tuńczyka z puszki?;)

Od dwóch tygodni wiedziałam, że w Szufladzie jest jeansowe/szyciowe wyzwanie .
Od dwóch tygodni zbierałam się do zrobienia zdjęć.. Dziś mija termin ("NAPRAWDĘ?!")
- zmobilizowałam się zatem.


W roli głównej - bransoleta: 7 cm szerokości, turkusowy jeans, amarantowa tafta, bawełniany sznur, białe nici, zatrzaski.


wtorek, 10 kwietnia 2012

Nareszcie słonecznie

Dziś wreszcie ciepły, wiosenny dzień. Dopiero wróciłam z poświątecznego wędrowania
po sklepach, gdzie spotkałam większą część z prawie miliona znudzonych świątecznym leniuchowaniem mieszkańców Stolicy:) Patrzyliśmy sobie znacząco w oczy, wędrując to tu,
to tam po hektarach powierzchni handlowych.. Zerkaliśmy na sobie równie znacząco, chociaż ze sporą dozą zniecierpliwienia, stojąc w kilometrowych korkach na drogach dojazdowych dokądkolwiek;)

O poranku zaskoczyła mnie i ucieszyła bardzo wiadomość o wyróżnieniu, jakie moje
fioletowo-czekoladowe kolczyki zdobyły w wyzwaniu Diabelskiego Młyna.
W tak zacnym gronie wspaniałych i utalentowanych Twórczyń zostać docenioną - to nie lada radość:) Dziękuję bardzo Diabelskim Projektantkom za tę nagrodę:)



Czas świąteczny, poza leniuchowaniem, został przeze mnie wykorzystany na zrobienie kilku drobiazgów. Uszyłyśmy z Młodszą Domową CraftLady prototyp naszej Tildy dla Elizy (akcja Szyjemy lalki dla Elizy Banickiej) - pokażę dopiero gotową, albo gdy kolejny z prototypów osiągnie chociaż względnie podobny do czegokolwiek poziom;), uszyłam patchworkowe pokrowce na rozmnożone ostatnio rodzinne telefony i zrobiłam kilka taftowych kwiatów.
Już nie do kożucha, a raczej do wczesnowiosennych żakietów:)




Kwiaty są uszyte z trzech odcieni zielonej tafty (wiem, że można użyć dowolnej, byle sztucznej tkaniny), wyciętej w trzech rozmiarów kwiatki-płatki. Robi się je bardzo szybko, mnóstwo tutoriali znajdziecie w necie. Z poparzonego doświadczenia własnego: warto pamiętać, że przesuwając brzegi satynowych/taftowych  kształtów nad płomieniem świecy uzyskujemy zamknięcie nitek przez ich nadtopienie, aż po różne stopnie nadpalenia, natomiast trzymanie całego płatka nad samym płomieniem powoduje ładne pofałdowanie i pozwijanie powierzchni:) Ryzyko - wypalenie dziury w samym środku pięknie uformowanego kształtu (kilka takich potknięć ozdabia teraz mój kosz..;)

Kwiaty bardzo efektownie prezentują się wpięte w cokolwiek:) Mam w domu jeszcze taftę
w kilku odcieniach brązu - mało wiosenna, ale technika mi się podoba, więc będę produkować dalej, do czasu odwiedzin w jakimś sklepowym zagłębiu taftowym w celu nabycia bardziej słonecznych tkanin.

Wiosny, wiosny mi potrzeba! Owinięcia się szalem tylko i wyjścia na słońce..
Trzymam kciuki za prawdziwość pogodowych prognoz! I Wy trzymajcie się ciepło:)

sobota, 7 kwietnia 2012

* Nie bój się marzyć*




 
Z okazji Ponownego Przebudzenia Świata

życzę Wam

stałego przebywania 
po radosnej stronie życia,
dzielenia się z bliskimi 
wiosenną energią,
pewności działania
wewnętrznego kompasu.

Dobrych Świąt:)

I poleniuchujcie sobie trochę:)





zdjęcie pochodzi ze strony advanta.fr 

wtorek, 3 kwietnia 2012

Już niedługo maj..

..a w maju - zupełnie nietypowo, bo miesiąc bez "r" - ślub w rodzinie:)
I jak to Za_Chwilę_Żonaty_Kuzyn powiedział: "Szyj kieckę!":)
Chodzi za mną powrót, tak na poważnie, do szycia. Przepiękny materiał, kupiony jakiś czas temu, leży i czeka.. Jest szansa, że doczeka się błyśnięcia w promieniach słońca pod koniec maja.. Sam z siebie nie błyśnie, ale te kolczyki - jak najbardziej.

Do ostatniej chwili się wahałam, czy zgłaszać je na Wyzwanie Diabelskiego Młyna
Zachwyciła mnie wyzwaniowa kolorystyka. Tak smakowicie, jak tu się nie skusić?:)



piątek, 30 marca 2012

Lato, lato, lato czeka..:)

Co tam wiosna! W tym roku zresztą trochę oszukuje, raz jest, raz jej nie ma.
Znienacka rozpuściła śnieg, po to tylko, żeby teraz znów nim sypać. Akurat wtedy,
gdy pochowałam wreszcie kozaki i kożuchy na samo dno szafy...

Tak więc - omijając wiosnę szerokim łukiem - zapatrzyłam się już w lato:)
A z nim mój ulubiony styl marynarski (znowu modny! zawsze modny!:).
Połączenie chłodnych granatów i niebieskości, orzeźwiającej bieli i energetycznej czerwieni. Kwintesencja pewnego siebie lata w samym środku niezdecydowanej wiosny:)

Nowe kolczyki - wszystko co wilki morskie (a właściwie morskie wilczyce) lubią najbardziej: kotwice na metalowym dżecie, liny i łańcuchy do ich wyciągania na pokład, perły kuszące rubinowym rumieńcem.. 6 centymetrów (+ bigle) czystej przygody:)




czwartek, 29 marca 2012

Szufladowy diadem

Nowy post czekał na dobre, spokojniejsze czasy, gdy skończą się na chwilę rodzinne spotkania i radości wszelakie. I tak długo z nim czekałam, aż doczekałam podsumowania marcowego szufladowego perłowego wyzwania.. A tu - diadem na głowę debiutantki, na pierwszym balu, włożony! Pierwsze moje wyzwanie, pierwsza zgłoszona praca - i wyróżnienie:)))


Bardzo, bardzo dziękuję za docenienie mojej pracy i za to, że w tak zacnym gronie wspaniałych Twórczyń się znalazłam:) A na kilka prac spoglądałam od początku łakomym, zachwyconym i pewnym ich zwycięstwa wzrokiem..
I dziękuję Wam wszystkim (przyjaciołom, znajomym, obserwującym, odwiedzającym
w przelocie) za wzmacniające i motywujące komentarze:)) 

Jutro już w takim razie wrzucę świeżutkie, marynarskie, z nożem w zębach, kolczyki..
Dziś świętuję wyróżnienie:)
Miłego wieczoru!

poniedziałek, 19 marca 2012

Perłowe wyzwanie

Dokończyłam dziś bransoletkę, która od kilku miesięcy "działa się";) Co jakiś czas do niej siadałam i.. zostawiałam ją na kiedy indziej.. Czekała na nastrój i czas, w którym sprostam własnym wysokim wymaganiom względem niej.
Wczoraj przyleciała, zza niezbyt wielkiej wody, ale jednak z bardzo daleka, przyszła właścicielka bransoletki - i dziwnym trafem doznałam przypływu sił twórczych:)


poniedziałek, 5 marca 2012

Plecy prosto, głowa do góry!

Dzisiejszy dzień, zamiast od pracy (a z początkiem tygodnia jest co robić), zaczęłam
od wędrówki po blogach wnętrzarskich. Linkom do ulubionych założyłam już odpowiednią szufladkę, to nie pierwsze i nie ostatnie moje do nich zaglądanie.
Zbieram się do zmian we własnych wnętrzach, a ponieważ lubię "nasiąkać" inspiracjami
i wizjami, przyglądać się przyszłej zmianie z różnych stron, dopasowywać ją do siebie i bliskich - to trochę trwa jej wprowadzenie w życie:) I bardzo cenię w sobie ten moment, gdy już gotowość wypełnia mnie po czubek głowy i zmienia się w energię i działanie.
Przeczuwam, że to tuż tuż..:)

A poniżej - nieoczywista inspiracja energetyczna znaleziona na przepięknym blogu A Cup Of  Heaven . Niech będzie metaforą radości z życia i bycia:)


kliknij na zdjęcie

Pozaczynałam nowe rzeczy, Maryś podrzuca mi kolejne wyzwania, dzieje się:)

Miłego początku tygodnia!

niedziela, 4 marca 2012

Energetyczny koktail

Najlepiej pracuje mi się, gdy biżuteria ma być dla konkretnej osoby.
Gdy znam energię przyszłego właściciela, ulubione kolory, życiowe zwyczaje..
Lubię zgadywać, jaka forma byłaby najodpowiedniejsza, jakie połączenie barw i faktur
może sprawić największą przyjemność.

Dziś urodzinowo - a w pakiecie: ukochany pomarańczowy, mnóstwo pozytywnej energii, wibrująco, zabawnie i oryginalnie:)
A ponieważ ostatnio pojawiają się u mnie prawie wyłącznie wisiorki i kolczyki - wymyśliłam bransoletkę.  Żeby było inaczej, żeby coś się działo:) I wtedy trafiłam na Saadię. I zachwycił mnie pomysł na łączenie sutaszu ze skórą.

Zatem bransoletka. Bazą jest ekologiczna skóra (swoją drogą cudny eufemizm;),
w której zakochałam się ze względu na jej mocno energetyczny, wyrazisty, żółty kolor.


sznurki sutasz, szklane koraliki TOHO i Preciosa, perły Swarovskiego

Lubię porządek i symetrię we wnętrzach i ozdobach. Takie AlmiDecor: zawsze po dwa wazony tego samego kształtu, zasłony w kompletach, wzór powtórzony na poduszkach i osłonkach
na doniczki.
Siadam do pracy z nastawieniem na realizowanie zaprojektowanego, symetrycznego, poukładanego projektu, grzecznie rozrysowanego na kartce - i dziwnym trafem w trakcie zawsze mnie kusi, aby skręcić trochę w bok, coś dołożyć, pozmieniać:)
Tak było i tym razem. I naprawdę dobrze się bawiłam:)

Hmm.. Nie powiem, że trudno było mi się z tą "energią" rozstać, bo z radością i dobrą intencją wykonywana i wręczona. Ale na pewno bardzo podobna pojawi się lada chwila także na moim nadgarstku:)

piątek, 24 lutego 2012

Moje Filmy Zmian


 


Od kilku dni moje myśli wciąż krążą wokół zadania, do którego zostałam zaproszona przez Maryś .

Jak pisze pomysłodawczyni całego projektu HannaH z Belgowa :
"Zadanie polega na wskazaniu min. 5 filmów, ale takich, które coś w nas zmieniły.
Pozwoliły inaczej spojrzeć na świat."

Pomysł jest niezwykły w swej prostocie, stanowi kopalnię inspiracji, a dla takiej zachłannej
i nałogowej filmoholiczki jak ja, jest darem niebios (dzięki chmurkowa Marysiu:) i okrutną karą
za wszystkie, nieprzespane noce. Bo jak tu wybrać tych kilka, najważniejszych?
Każdy zostawiony, to dziesiątki tych, które nie mają szansy się pokazać.

Podeszłam do sprawy systemowo, zaczęłam robić listę, przy 40 pozycji wpadłam w panikę
i.. ostatecznie wybrałam te, które we mnie szczególnie rezonują, gdy przypominam sobie ich pojawienie się w moim życiu.

Lubię kino, lubię przetworzenie wizji przez świat innego człowieka i oglądam bardzo różne filmy. 
Ale, jak się zorientowałam, tak naprawdę najczęściej daję się zmieniać filmom małym, kruchym
i kameralnym. Czasem nieznanym prawie nikomu, znalezionym przypadkiem, które zostawiają mnie zadziwioną, przerażoną, zmieszaną, oniemiałą w zachwycie. I one tak po cichu, po trochu, niezauważalnie we mnie rosną, aż jestem niby ta sama, a jednak trochę inna.



Dziewczyna na moście ( La fille sur le pont), 1999, reż. Patrice Leconte

Piękny, czarno-biały film o zmianach właśnie. O przenikaniu się osobnych światów, o nowej energii, nowej jakości, jaka powstaje ze zrozumienia.
O budzeniu się świadomości, o odwadze podejmowania działania
i dokonywania wyborów. O przeznaczeniu, które nie jest dane,
ale które na co dzień kształtujemy sami.





Jeździec wielorybów, 2000, reż. Niki Caro

W obcym nam świecie, w egzotycznej kulturze (nowozelandzcy aborygeni), wbrew wszystkiemu i wszystkim, mała dziewczynka dorasta
do swojej misji. Codzienna, zwyczajna i mądra opowieść o przywództwie
i odwadze stania się w świecie tym, kim jest się wewnątrz siebie.






 Jeffrey, 1995, reż. Christopher Ashley

Prześmieszna, prześmiewcza komedia o śmiertelnie poważnych sprawach. Jak, mając dojmującą świadomość nieuchronnego końca, znaleźć odwagę do zaangażowania się w relacje, w miłość, w życie? Ślizgać się po powierzchni, ledwo zanurzając opuszki palców? Pozwolić się ogarnąć
i pochłonąć, wiedząc, że ludzie i relacje nie są na zawsze? Zaryzykować siebie?
A wszystko to doprawione Patrickiem Stewartem, spacerującym po Manhattanie w różowym berecie, pod rękę z Czlowiekiem-Kotem..:)


Makrokosmos, 2001, reż. Jacques Perrin, Jacques Cluzaud, Michel Debats

Zwykle jesteśmy centrum własnego, prywatnego wszechświata, poprzez siebie patrzymy, oceniamy, decydujemy, kreujemy. To jest jeden z filmów, które pokazują, że jednocześnie jesteśmy pyłkami w wielkiej burzy życia, drobnymi trybikami w maszynerii. Oglądałam go na porannym seansie,
w ogromnej pustej sali kinowej (poza mną tylko dwoje sympatycznych, starszych ludzi). Film się skończył, wyszłam z kina w przedpołudniowy, miejski gwar i  miałam poczucie stąpania po kruchym lodzie na powierzchni rzeczywistości..

Usłane różami, 1996, reż. Michael Goldenberg

Trudna, piękna miłość. Od strony trenerskiej - znakomite studium ograniczającej rozwój i duszącej energię sieci przekonań.
A tak po prostu - dwa równoległe światy, które kaprys losu zderzył znienacka. I "lubię patrzeć, jak ludzie się kochają lub godzą po kłótni. Nawet kiedy cierpią. W ich twarzach widać piękno, gdy dostają kwiaty."





Niebieskoocy, 1996, reż. Bertram Verhaag 

Poruszający dokument na temat eksperymentu dotyczącego źródeł
i skutków ksenofobii. Uważam, że powinien być obowiązkowo pokazywany, z mądrym komentarzem i dyskusją, już na poziomie gimnazjum. 
Oglądałam go po raz pierwszy wiele lat temu na "Planete" i długo nie mogłam się otrząsnąć, gdy uświadomiłam sobie, jak łatwo stać się małym, codziennym katem dla drugiego człowieka.




Zemsta Hebalończyka (Strings), 2004, reż. Anders Ronnow-Klarlund

To był jakiś przegląd współczesnego kina skandynawskiego w CSW.
Nie miałam zupełnie pojęcia, co będę oglądać, same zaskoczenia.
Zgasło światło i oniemiałam.. 
Magiczna opowieść oparta na klasycznej, archetypowej Podróży Bohatera. Wewnętrzne rozdarcie, dramat, droga po przemianę, odkrywanie siebie, walka ze swoimi demonami, niesienie zmiany innym, chwała powrotu.
I tylko ta stała, namacalna, milcząca obecność Stwórcy, który daje życie
i wolność, a jednocześnie trzyma w dłoniach wszystkie sznurki..

Frankie, 2004, reż.Shona Auerbach 

To taki ciepły, mądry film:) Dzieje się w malutkim wszechświecie bliskich sobie ludzi, w zwyczajnej codzienności robienia śniadania i picia herbaty.
W przelotnych spojrzeniach i nieśmiałych gestach. W jakiś dziwny sposób ten film ogrzewa mnie od środka. I lepiej mi na świecie, gdy o nim pamiętam.





Dowcip (Wit), 2001, reż. Mike Nichols

Chyba nie potrafię pisać o tym obrazie.. Zbyt mocno mnie dotknął,
zbyt wiele poruszył.. Wielka rola Emmy Thompson w autoironicznym filmie
o teorii, która znienacka realizuje się w praktyce i przechodzeniu przez zmianę ostateczną.
 





 Zapach zielonej papai, 1993, reż. Anh Hung Tran 

Czasami nie trzeba mówić zupełnie nic, wystarczy tu i teraz przeżyć
w piękny sposób swoje życie.








Hmm.. Wybrałam tych kilka, a co zrobić z pozostałymi?:) 
Jak przemycić na przykład znakomite i wnętrzności wyrywające "Przełamując fale"  i "Tańcząc
w ciemnościach", pełen czującej przestrzeni "Wielki Błękit", inspirującego do realizowania misji i wizji "Patcha Adamsa", niegodzące się na zastany porządek "Zawieście czerwone latarnie", szukającego zrozumienia dla swojego świata "Marzyciela", zawzięcie dyskutującego z widzem "Orlando",  uczącą akceptacji "Miłość Larsa", przerażającą kliniczną sterylnością świata obsesji "Uwięzioną Helenę", dziwiące się wszystkiemu "Niebo nad Berlinem", sięgającego po życie w zgodzie ze sobą "Billy'ego Elliota", wstrząsającą "Katedrę"..?
 
Wchodzę na Wasze blogi, kolejne Uczestniczki tego zadania, czytam Wasze opisy i jestem zachwycona bogactwem doznań, mnogością znaczeń, różnorodnością wyborów:)
Znakomity, otwierający ludzi pomysł - gratuluję  HannaH :)

Aby zrealizować wszystkie kroki mojej części tego projektu, powinnam zaprosić do tego zadania kolejne 5 osób, które miałby szansę podzielić się z nami swoimi Filmami Zmian.
Ale - ponieważ jestem w blogosferze craftowej od niedawna zupełnie i dopiero zaczynam poznawać kolejnych, ciekawych ludzi  - mam trochę inną propozycję.

Każda z zaglądających tu osób, jeśli zechce podjąć się tego wyzwania - niech czuje się ZAPROSZONA:)
Dajcie proszę tylko znać w komentarzu, że kontynuujecie zabawę.

Inspirujących odkryć!:)

(zdjęcia pochodzą z serwisu filmweb.pl oraz ze strony HannaH - banerek zabawy)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...